Od niedawna coraz bardziej przykładam do całego procesu planowania swojego jedzenia i dzięki codziennej rutynie udało mi się wypracować pewne schematy, jeść mniej więcej w tych samych porach itp. (chociaż to ostatnie jeszcze u mnie kuleje). Wszystko wali się na łeb na szyję, kiedy gdzieś wyjeżdżam (ostatnio w prawie każdy weekend), bo a) nie wiem kiedy i gdzie będę jadła; b) nie ma dostępu do wszystkiego, co bym sobie życzyła, więc trzeba jeść co jest; c) wszyscy naokoło wciągają niezdrowe przekąski i namawiają do wspólnego jedzenia lodów itp.; d) wieczorna alkoholizacja. Silna wola i wysoko rozwinięta asertywność aplikuje jedynie do punktu c i d.
Natomiast z punktem a i b musiałam coś wykombinować sama.
Na najbliższy weekend przygotowałam: batoniki proteinowe z orzechami (przepis i wykonanie własne), ciasteczka owsiane bez cukru (przepis i wykonanie własne na podstawie tego co znalazłam w necie) i oczywiście mix orzechowy (tu: nerkowce, migdały i włoskie) + kilka suszonych owoców (morele i figi).
Proteiny najważniejsze, ale nowy pomysł do testów, do tego wysokiej jakości węglowodany zamiast słodyczy (ciastka i suszone owoce) oraz moje ukochane orzechy.


